W poszukiwaniu bardziej ludzkiego humanizmu. Korespondencja Julii Kristevej i Jeana Vaniera
Jan Czerniawski
Wymiana listów rozpoczyna się w roku 2009. On ma 81 lat, ona – 68. Ludzie w tym wieku mogliby czerpać pełnymi garściami z możliwości, jakie daje emerytura. Oni wolą aktywność na rzecz innych. Jean Vanier przemierza Francję, prowadząc liczne spotkania i rekolekcje. Czuwa nad rozwojem wspólnot Arki, które powołał do życia pół wieku temu. Upośledzeni umysłowo żyją w nich razem z nieupośledzonymi przyjaciółmi. Julia Kristeva pisze, wykłada, bierze udział w konferencjach naukowych i feministycznych mityngach. Działa na rzecz emancypacji osób niepełnosprawnych. Próbuje zapewnić godziwą przyszłość swojemu upośledzonemu synowi.
Dzieli ich bardzo wiele. Lista spornych kwestii zajęłaby prawdopodobnie kilka stron druku. Co miałoby bowiem łączyć zdeklarowaną ateistkę z wrażliwym katolikiem? Kobietę broniącą praw innych kobiet z mężczyzną, który chroni życie poczęte? Jaka mogłaby być płaszczyzna dialogu lewicowej aktywistki angażującej się w projekt „republikańskiego placu budowy” z człowiekiem, który poświęcił wiele dziesiątków lat na tworzenie struktur neutralnych wobec instytucji politycznych?
Mając te przeciwieństwa w pamięci, chciałbym wyeksponować wątki, które zbliżyły do siebie Kristevą i Vaniera. Trzeba zacząć od stwierdzenia, że oboje są nietypowymi przedstawicielami własnych „plemion”. Julia Kristeva to nietypowa ateistka. Przypomina (co dla wielu jest niewygodne) o judaistycznej inspiracji w psychoanalizie. Postrzega religie jako „twardy dysk” ludzkości. Zawartość tego „twardego dysku” powinno się, jej zdaniem, przewartościować. Jednak negacja tej zawartości – zauważa – zaprowadzi ludzkość pod gilotynę albo do gułagu (ta formuła to celny skrót historii ostatnich dwustu pięćdziesięciu lat). Jean Vanier jest nietypowym katolikiem. Nie boi się przyznać, że istnieją ludzie, dla których psychoanaliza stanowi jedyną formę duchowości. Zgadza się, aby w kaplicy tworzonego w Indiach domu Arki umieszczono ikonę Chrystusa, krzyż i… obraz hinduskiego bóstwa Ganeśy.
Gdzie szukać punktów wspólnych dla tych dwojga? Łączy ich ponad wszelką wątpliwość gotowość do protestu przeciw każdej niesprawiedliwości. Czy ta niesprawiedliwość dzieje się na innym kontynencie, czy na rogu najbliższej ulicy, reakcja każdego z nich będzie równie silna. Starannie przyglądają się temu, co dzieje się między ludźmi. Próbują wyjaśnić, dlaczego niechęć, a nawet pogarda przeważają ciągle nad gotowością do braterstwa. Analizując relacje międzyludzkie, wiele uwagi poświęcają kwestii Zagłady. Julia Kristeva napisała swego czasu słynny esej Potęga obrzydzenia. Jean Vanier czytał wspomnienia ocalonych. Szukał w nich okruchów człowieczeństwa. Marzył o realizacji słynnego snu Martina Luthera Kinga. Kristeva nie mówi o tym wprost, ale podobnym marzeniom nie przeczy.
Interesuje ich los tych, którzy nie radzą sobie z wszechobecnym „tsunami skuteczności, konkurencji i konsumpcji” (określenie Kristevej). Los zepchniętych na (poza) margines społeczeństwa: ubogich, bezdomnych, pozbawionych ojczyzny. Albo niepełnosprawnych. Choć – pochodząc przecież z różnych „plemion” – posługują się różnymi językami, w tym wypadku piszą prawie unisono. Pojęcie życia „kruchego” i „zranionego” jest bliskie zarówno praktykującej psychoanalizę terapeutce, jak i byłemu oficerowi marynarki, który większość życia spędził z upośledzonymi umysłowo. Zresztą niepełnosprawność jest głównym tematem ich korespondencji. Mają na ten temat do powiedzenia bardzo wiele. Zwracają uwagę na paradoksy sytuacji osób niepełnosprawnych, choć doceniają to, że tak dużo już dla nich zrobiono. Kristeva używa pojęcia „tyrania normalności”. Dostrzega dramat ludzi, którzy – niezależnie od ceny – muszą być dzielni, bo tego wymaga od nich otoczenie. Akceptacja ze strony innych wiąże się często z koniecznością zanegowania własnej – oczywistej przecież – słabości. Niepełnosprawny, który przygotowuje się w mieszkaniu integracyjnym do samodzielnego życia, może być jeszcze bardziej samotny niż jego rówieśnik umieszczony przez najbliższych w przytułku. Wymaga się od niego ponad miarę. W ten sposób silni i sprawni pozbywają się problemu, a hasła o integracji stają się jeszcze jedną formą odrzucenia. Kristeva uważa, że osoby niepełnosprawne mają prawo do wolności i do realizacji (zgodnie z duchem czasu) indywidualnych życiowych projektów, ale po uwzględnieniu i zaakceptowaniu własnych ograniczeń. Vanier zwraca uwagę na (obecne też we wspólnotach Arki) napięcie między dążeniem do wolności a potrzebą przynależności. Powinno się – według niego – dążyć do ich zrównoważenia. Warto podkreślić, że Vanier pisze głównie o osobach upośledzonych umysłowo, które wyrażają siebie nie poprzez racjonalną refleksję, ale poprzez sferę emocjonalną, gdyż ta właśnie (pomijając przypadek autyzmu) jest ich najmocniejszą stroną. W ich wypadku droga do pełni człowieczeństwa wiedzie nie poprzez ocean społeczeństwa obywatelskiego (jak chciałaby Kristeva), ale poprzez spokojne zatoki małych wspólnot. Te wspólnoty mogą być zresztą rewolucyjnym znakiem jedności w pełnych podziałów współczesnych społeczeństwach. W Izraelu wspólne życie upośledzonych umysłowo chrześcijan, żydów i muzułmanów jest na porządku dziennym!
Akceptacja kruchości egzystencji prowadzi autorów zamieszczonych w książce listów jeszcze dalej. Wyrażają gotowość do przyjęcia bolesnej dla wielu prawdy o swojej śmiertelności. Nie odwracają się od śmierci. Kristeva spotyka się z tym problemem podczas prowadzonych przez siebie sesji psychoanalizy ‒ akceptacja własnej śmierci jest dla pacjenta jednym z kluczowych warunków wyzdrowienia. W perspektywie bardziej osobistej podejmuje ten temat, zastanawiając się nad przyszłością swego syna Dawida. Vanier stwierdza w jednym z listów, że za kilka lat nie będzie już go wśród żywych. Traktuje ten fakt jako rzecz naturalną. Powołuje się przy tym na przykład Etty Hilesum, młodej Żydówki, która w czasach Zagłady próbowała odważnie potraktować nadchodzącą śmierć i przeżywać ją świadomie jako jeszcze jeden, bardzo ważny moment życia.
Ukrywany przed samym sobą lęk śmierci jest według Kristevej powodem równie mocno skrywanych uprzedzeń do osób okaleczonych. Podobnie widzi to Vanier:
„Lęk przed osobą dotkniętą niepełnosprawnością odsłania nam nasze własne lęki, odczuwane wobec naszych własnych słabości, wobec możliwych strat, wobec możliwości zaistnienia wypadku… Spotykając osobę niepełnosprawną, spostrzegamy, że nasze miejsce w społeczeństwie jest zagrożone przez możliwość stania się ofiarą wypadku lub popadnięcia w ciężką chorobę, która pogrążyłaby nas w tym świecie samotności i lęku. Czy nie chodzi tu o lęk przed naszą własną śmiertelnością?”1.
Trzeba zwrócić uwagę na pewną zbieżność biografii autorów tej korespondencji. Oboje mają za sobą doświadczenia związane z przekraczaniem granic. Ona urodziła się w Bułgarii, on – w Szwajcarii (w rodzinie kanadyjskiej). Dużo podróżowali. Teraz mieszkają we Francji. Łączy ich też pozytywny obraz ojca. Kristeva była córką kościelnego księgowego. W komunistycznej Bułgarii takie pochodzenie oznaczało życie z piętnem i pociągało za sobą społeczne wykluczenie. Pomimo tego nie widać w niej żadnych pretensji do ojca. Zapamiętała go jako człowieka modlitwy. To jemu zawdzięcza wrażliwość na piękno ikon i całkiem niezłą znajomość Biblii. Vanier pisze z kolei o zaufaniu, jakim obdarzył go ojciec, kiedy pozwolił mu w wieku trzynastu lat zgłosić się do Royal Navy (działo się to podczas wojny!). Przywołując postacie ojców, Bułgarka i Kanadyjczyk milczą o swych matkach. Czyżby był to dla nich temat tabu? Jest to tym bardziej zastanawiające, że oboje piszą dużo o sytuacji kobiety w społeczeństwie i Kościele. Interesujące wydają się zwłaszcza (kontrowersyjne) analizy Kristevej poświęcone kobiecości świętej Teresy z Avila.
Interesujące jest też pokrewieństwo intelektualne tych dwojga. Zarówno Kristeva, jak i Vanier studiowali filozofię. Ona była uczennicą Rolanda Barthes’a. On ma za sobą doktorat z Arystotelesa. Nie stronią od cytatów i nawiązań do europejskiej tradycji filozoficznej. Zwłaszcza tej humanistycznej. Znają dzieła Erazma z Rotterdamu (do głowy nie przyszłoby mi, że można go traktować jako prekursora psychoterapii). Kristeva czerpie przede wszystkim z filozofii oświeceniowej. Wspomina List o ślepcach na użytek tych, co widzą Denisa Diderota. Zauważa, że prekursorami rozmowy na temat niepełnosprawności byli w XVIII wieku François Marie Arouet (albo po prostu: Wolter) i Marie de Vichy-Chamrond (markiza du Deffant). Vanier wyraża się z podziwem o Arystotelesie. Pisze jednak, że dokonując przed laty ostatecznego wyboru swojej drogi życiowej, musiał rozstać się z filozofem, który adresował swoją etykę do osób inteligentnych i silnych, a nie słabych i nierozumnych.
Korespondencja kończy się na roku 2010. Autorzy wspominają o możliwości powrotu do wymiany listów. Nie wątpię, że w międzyczasie będą się trudzić nad wprowadzeniem w życie marzeń Martina Luthera Kinga. Zastanawiam się tylko, czy ktoś poza nimi pamięta, o czym śnił amerykański pastor.
Julia Kristeva, Jean Vanier, (Bez)sens słabości. Dialog wiary z niewiarą o wykluczeniu, wyd. W drodze, Poznań 2012
- J. Kristeva, J. Vanier, (Bez)sens słabości. Dialog wiary z niewiarą o wykluczeniu, Poznań 2012, s. 211.